1. LÓD
Od samego rana, Andrea Holtmann już była na nogach. Dotarłszy na bosaka, do drugiego pomieszczenia, odsłoniła z subtelnością zakurzoną firankę w kuchennym oknie. Ujrzała zaraz budzące się do życia Soczi - ranek pełen bieli. Mróz ze śniegiem nie rozpieszczał drzew wokół centrum i na jego terenie. Puszyste, białe obłoki frunęły prosto z nieba na Rosyjską ziemie. Jej ospały przyćmiony wzrok nie zlokalizował ani śladu żywej istoty, pomijając wzbijające się w niebo wrony.
Patrzyła tak na ten widok przez chwilę, po czym wypadła jej zasłona z rąk. Następnie przykucnęła na dużym brązowym fotelu, żeby za moment ogrzać swoje szczupłe dłonie, zamykając w nich płomień pochodzący z zapalniczki.
Później doszły powszednie poranne czynności. Najpierw "pożywny" posiłek. To co miała w zwyczaju spożywać na śniadanie: dwa papierosy marki Marlboro Gold Light, kawa oraz aspiryna czy po prostu coś przeciwbólowego.
Patrzyła tak na ten widok przez chwilę, po czym wypadła jej zasłona z rąk. Następnie przykucnęła na dużym brązowym fotelu, żeby za moment ogrzać swoje szczupłe dłonie, zamykając w nich płomień pochodzący z zapalniczki.
Później doszły powszednie poranne czynności. Najpierw "pożywny" posiłek. To co miała w zwyczaju spożywać na śniadanie: dwa papierosy marki Marlboro Gold Light, kawa oraz aspiryna czy po prostu coś przeciwbólowego.
-Hej, Andrea. - wkroczyła za chwilę do środka Irina Aristowa. - gotowa? - Andrea przytaknęła, udając, że kończy jeść kanapkę, której tak na prawdę nie tknęła.
Przemierzyły obie zaśnieżony dziedziniec, zapełniony kamperami i domkami holenderskimi. Obie ubrane były w puchate, firmowe kurtki, Irina dodatkowo założyła ciepłe nauszniki. Andrea tego dnia nie zamierzała ubierać nakrycia głowy. Na czapce wyszyty został czerwony prostokąt z białym plusem na środku. Flaga Szwajcarii. Była dumna skąd pochodzi, jednak czuła, że woli zostać jeszcze bez narodowości. To jeszcze nie ta chwila.
Gdy przecinały, zamrożony chodnik prowadzący do 'pumping'u', wtedy ktoś przykuł uwagę kobiet. Było to kilkunastu mężczyzn, jeżdżących na snowboardach w rurze przeciętej w poziomie. Kilku z nich pomachało do nich, śmiejąc się i zgrywając się między sobą.
Irina szczerzyła się do nich jak głupia i machała dłońmi, Andrea z schowanymi rękoma w kieszeniach, wpatrywała się w ostatniego chłopaka. Jego twarz zakrywały kolorowe gogle i biały kask. On również nie mógł oderwać od niej wzroku. Gdyby mogła ujrzeć jego oczy - zobaczyłaby, że puszcza do niej oczko.
Za kilka minut po zmierzały na halę. Andrea przed ubraniem łyżw na nogi, obwiązała kostki bandażem, tak jak miała to w zwyczaju robić. I weszła na lód. Na lodowisku oprócz nich, były jeszcze dwie osoby. Była to Evelyn Rommel ze swoją trenerką. Tej to chętnie, Andrea wjechałaby w łyżwy. Nie znosiła tej Niemki, może dlatego, że na poprzednich Igrzyskach sprzątnęła jej złoto sprzed nosa. Za jej gęste blond włosy, szeroki uśmiech i piwne oczy w których już niejeden mężczyzna utonął. Albo ot tak jej nienawidziła. Po prostu, tak dla zasady.
Rommel właśnie ćwiczyła skoki. Szło jej nad wyraz dobrze. Jak prawie zawsze - z resztą. Szwajcarka obserwowała ją z zazdrością w oczach i wyobrażała sobie jej upadek. I znów. I znów. Leży i stęka z bólu...
-Hej! Holtmann! Co jest? - wyrwała ją nagle z zamyślenia Irina. - Rommel? - również spojrzała w jej stronę. - pff, jesteś lepiej przygotowana. I fizycznie i psychicznie. Chodź, zacznij od rozgrzewki.
Andrea tym razem odpuściła i posłuchała swojej trenerki. Gdy rozgrzewała swoje mięśnie, robiąc ósemki na lodzie, przy bandzie, niespodziewanie zjawił się, nie kto inny jak - Max. Irina opuściła na chwilę swoją protegowaną i podjechała do niego, pokazowo hamując.
-Jak tam? - rzucił sucho.
-Pytasz o mnie, czy o Andi? - zapytała kokieteryjnie Rosjanka. Mężczyzna posłał jej dystansowe spojrzenie, które mówiło "o co chodzi?"
-Miałem na myśli ją, ale mogę też mieć ciebie... Irina. - odezwał się nagle czułym tonem. - ale później, tak na wieczór.
Irina załapała.
-Po co czekać aż do wieczora? - uśmiechnęła się i zagryzła dolną wargę.
Za parę chwil Andrea spostrzegła, że Aristowa daje jej znać, że zaraz wraca i zniknęła za rogiem, prowadzącym do łazienki. A za nią, jak cień podążył Max Rohweder.
Blondynka nie miała ochoty dzielić lodu z tą zasraną Evelyn, zatem po kilku minutach zeszła z lodowiska. Przysiadając się na ławie, uwolniła nogi z niewygodnych łyżew i podążyła w ślad trenerki i menagera. Chciała skorzystać z toalety, jednak jęki, które dotarły do jej narządu słuchu już w korytarzu, sprawiły, że porzuciła ten zamysł.
Po zmierzała w przeciwnym kierunku i korzystając z okazji, że była sama - wciągnęła nosem trochę białego proszku. Błądziła po wielkich rozmiarów punkcie sportowym. Stale gubiła się, po czym znajdowała. Nie wiedziała dokąd prowadzą te wszystkie zawijane korytarze. Dryfowała bez celu. Aż w końcu przysiadła na trybunach, gdzie miała doskonały widok na znienawidzoną blondynkę. Gdy Niemka przymierzała się do skoku, wtedy Szwajcarka skoczyła na równe nogi, krzycząc:
-Dajesz Rommel!!!!
Łyżwiarka i jej trenerka prawie dostały zawału. Obojętnie na nią spojrzały i na bardzo krótko zwróciły na nią swoją uwagę, po czym wróciły do ciężkiej pracy. Andrea non stop słyszała komendy niemieckiej trenerki: "schneller! Jetzt Schon! Das ist richtig! Bien Sur!"
Za kilka minut Holtmann skierowała się do wyjścia z zamiarem wyjścia, jednak ktoś zagrodził jej wyjście. Na pierwszy rzut oka nie poznała kto to taki. Biały kask, kolorowe gogle i ten śnieżnobiały uśmiech.
-Andrea, prawda? - spytał mężczyzna.
Andrea w dalszym ciągu otumaniona narkotykiem zdołała tylko wydusić, ciche "co". Mężczyzna nadal nie zaprezentował swojej twarzy swojej rozmówczyni, tylko cały czas się uśmiechał. Jej odpowiedź zrzucił na jej nieśmiałość. Akurat nieśmiałość to ostatnia cecha jaką mógłby jej przypisać...
-Trenerka i menager czekają na ciebie na zewnątrz.
-Kurna.
Za kilka minut po zmierzały na halę. Andrea przed ubraniem łyżw na nogi, obwiązała kostki bandażem, tak jak miała to w zwyczaju robić. I weszła na lód. Na lodowisku oprócz nich, były jeszcze dwie osoby. Była to Evelyn Rommel ze swoją trenerką. Tej to chętnie, Andrea wjechałaby w łyżwy. Nie znosiła tej Niemki, może dlatego, że na poprzednich Igrzyskach sprzątnęła jej złoto sprzed nosa. Za jej gęste blond włosy, szeroki uśmiech i piwne oczy w których już niejeden mężczyzna utonął. Albo ot tak jej nienawidziła. Po prostu, tak dla zasady.
Rommel właśnie ćwiczyła skoki. Szło jej nad wyraz dobrze. Jak prawie zawsze - z resztą. Szwajcarka obserwowała ją z zazdrością w oczach i wyobrażała sobie jej upadek. I znów. I znów. Leży i stęka z bólu...
-Hej! Holtmann! Co jest? - wyrwała ją nagle z zamyślenia Irina. - Rommel? - również spojrzała w jej stronę. - pff, jesteś lepiej przygotowana. I fizycznie i psychicznie. Chodź, zacznij od rozgrzewki.
Andrea tym razem odpuściła i posłuchała swojej trenerki. Gdy rozgrzewała swoje mięśnie, robiąc ósemki na lodzie, przy bandzie, niespodziewanie zjawił się, nie kto inny jak - Max. Irina opuściła na chwilę swoją protegowaną i podjechała do niego, pokazowo hamując.
-Jak tam? - rzucił sucho.
-Pytasz o mnie, czy o Andi? - zapytała kokieteryjnie Rosjanka. Mężczyzna posłał jej dystansowe spojrzenie, które mówiło "o co chodzi?"
-Miałem na myśli ją, ale mogę też mieć ciebie... Irina. - odezwał się nagle czułym tonem. - ale później, tak na wieczór.
Irina załapała.
-Po co czekać aż do wieczora? - uśmiechnęła się i zagryzła dolną wargę.
Za parę chwil Andrea spostrzegła, że Aristowa daje jej znać, że zaraz wraca i zniknęła za rogiem, prowadzącym do łazienki. A za nią, jak cień podążył Max Rohweder.
Blondynka nie miała ochoty dzielić lodu z tą zasraną Evelyn, zatem po kilku minutach zeszła z lodowiska. Przysiadając się na ławie, uwolniła nogi z niewygodnych łyżew i podążyła w ślad trenerki i menagera. Chciała skorzystać z toalety, jednak jęki, które dotarły do jej narządu słuchu już w korytarzu, sprawiły, że porzuciła ten zamysł.
Po zmierzała w przeciwnym kierunku i korzystając z okazji, że była sama - wciągnęła nosem trochę białego proszku. Błądziła po wielkich rozmiarów punkcie sportowym. Stale gubiła się, po czym znajdowała. Nie wiedziała dokąd prowadzą te wszystkie zawijane korytarze. Dryfowała bez celu. Aż w końcu przysiadła na trybunach, gdzie miała doskonały widok na znienawidzoną blondynkę. Gdy Niemka przymierzała się do skoku, wtedy Szwajcarka skoczyła na równe nogi, krzycząc:
-Dajesz Rommel!!!!
Łyżwiarka i jej trenerka prawie dostały zawału. Obojętnie na nią spojrzały i na bardzo krótko zwróciły na nią swoją uwagę, po czym wróciły do ciężkiej pracy. Andrea non stop słyszała komendy niemieckiej trenerki: "schneller! Jetzt Schon! Das ist richtig! Bien Sur!"
Za kilka minut Holtmann skierowała się do wyjścia z zamiarem wyjścia, jednak ktoś zagrodził jej wyjście. Na pierwszy rzut oka nie poznała kto to taki. Biały kask, kolorowe gogle i ten śnieżnobiały uśmiech.
-Andrea, prawda? - spytał mężczyzna.
Andrea w dalszym ciągu otumaniona narkotykiem zdołała tylko wydusić, ciche "co". Mężczyzna nadal nie zaprezentował swojej twarzy swojej rozmówczyni, tylko cały czas się uśmiechał. Jej odpowiedź zrzucił na jej nieśmiałość. Akurat nieśmiałość to ostatnia cecha jaką mógłby jej przypisać...
-Trenerka i menager czekają na ciebie na zewnątrz.
-Kurna.
Witam z powrotem :) Wróciłaaaam! :) Mam wenę, ale nie wiem na jak długo :) rozdział "NA ZEWNĄTRZ" nie wiem kiedy się ukażę, tymczasem Całuję ♥..../b
Komentarze
Prześlij komentarz
Skomentuj :) To tylko kilka sekund, a dla mnie znaczy wiele! :)